Kogo kocha Elwira?
Wojciech Natanson
Spektakl rozpoczyna się głośnym szlochem Aleksandry Śląskiej, grającej rolę Elwiry. Ów aktorsko odważny płacz, rozpoczynający jedną z najbardziej wesołych komedii – zaskakuje.
(...) Czytając tekst wyobrażamy sobie zaledwie jakiś cień niepokoju, przesłaniający na chwilę twarz młodej hrabiny. Przypuszczamy, że Elwira próbuje sobie stworzyć alibi. Słowa o „miłości nieprawej”, jakie za chwile rzuci, to tylko lekkie odgrodzenie się od obyczajowej swobody epoki Spazmów modnych (które pani Elwira z mężem, oglądać będą może w teatrze tego samego wieczora); to hołd dla nowej mody sentymentalizmu, pociągającej kobiety, choć niezbyt lubianej przez panów. A może i lęk przed „wsypą”.
Aleksandra Śląska rozumie to inaczej. Jej gra, bardzo konsekwentna, jej interpretacja roli dokładnie przemyślana, wyjaśni się po obejrzeniu całości. (…) W tekście sztuki, wobec tych perypetii, Elwira zachowuje pasywność, poddaje się cudzym inicjatywom. W spektaklu Warmińskiego okazuje się, że i także Elwira dąży do wytkniętego sobie (może nawet podświadomie) celu. Chodzi o odzyskanie miłości Wacława. To on ją, w gruncie rzeczy, najmocniej pociąga. (…)
Spektakl jest zatem, z teatralnego punktu widzenia, zaskakującym zwróceniem uwagi na możliwości, które się kryją w roli Elwiry.
Jest to interpretacja ciekawa i konsekwentna, choć raczej rodem z Balzaka i Flauberta niż z Fredry. Ponieważ tak pojęty Mąż i żona nie ma na pewno nic wspólnego z satyrą obyczajową. (…) Mamy więc nareszcie w Warszawie nowy spektakl Fredrowski. Myślę, że Fredro jest naszemu życiu teatralnemu potrzebny, jak powietrze.
„Współczesność” 1966 nr 10
Powiązane przedstawienie: