Pół tuzina premier i co z tego wynika?

Józef Kelera

(...) Powiadają jednak Francuzi: nie wystarczy być dobrym - trzeba być dobrym do czegoś.

Archeologia i stylizatorstwo w jednym stoją domu. Kiedy teatr zaczyna się gubić, nie wie jak i nie ma czym oddziałać na widza - zaczyna albo mumifikować tradycję, albo oddaje się stylizacji: tworzy przedstawienia „piękne", subtelne i skończone, plastyczne i kostiumowe, poetycko rozlewne i pełne kolorytu, i z tym wszystkim zupełnie letnie. Takie jest przedstawienie Yermy Federico Garcia Lorci w Teatrze Ateneum.

Tragedia Yermy, kobiety bezpłodnej, wygrana jest z bardzo szlachetnym tłumikiem (Antonina Gordon-Górecka), w cienkich półtonach, z wyczuciem stylu. I ten „styl" jest w całości zabójczy. Chodzi bowiem więcej o „klimat", o liryzm poematu, o praczki zawodzące nad strumieniem i o Hiszpanię na scenie, niż o samą Yermę. Teatr Lorci, i tak dość egzotyczny, eigzotyzmem na dobrą sprawę nęcący, nie został tu zbliżony ani trochę.

W pamięci zachowuje się świetną, pomysłową scenografię Lecha Zahorskiego. Ale i w niej przeważa swoista ilustracyjność, kształty i motywy grają za siebie, określają „styl" i „klimat" aż natrętnie. Biada teatrowi, w którym scenograf ma aż tyle do powiedzenia!

„Nowe Sygnały" 1957 nr 12


Nowe Sygnały nr 12 24 marca 1957

Powiązane przedstawienie:

Yerma